Przejście piesze raczej ok. - nie staliśmy dłużej niż 15 min, ale zmotoryzowani trochę się naczekali...
Słynne druczki imigracyjne dostaliśmy, wypisaliśmy, ale nikt nam ich nie sprawdził. Przejście jest długie, więc myśleliśmy, że dalej jeszcze będzie jakaś kontrola i tam oddamy część druczku i tak idąc znaleźliśmy się na Ukrainie :) Dopiero w połowie drogi z granicy do Lwowa zdaliśmy sobie sprawę, że może być problem z powrotem z tą "karteczką imigracyjną"... ale cóż postanowiliśmy martwić się dopiero przy powrocie;)
Oczywiście drogę do Lwowa przebyliśmy marszrutką podziwiając krajobrazy ukraińskich wsi i miasteczek. Spowalniacze na drodze krajowej wymiatają, ale ktoś już o nich pisał, więc nie będziemy się powtarzać.
Dla tych co byli na Ukrainie jakiś czas temu (przekraczając granicę tak jak my) i wybierają się znowu - przystanek dla marszrutek przenieśli kawałek dalej - za pawilonami po lewej stronie trzeba skręcić w uliczkę w lewo i kawałek dalej również po lewej jest taki "mini dworzec" (nawet bilety kupuje się w kasie obok, a nie u kierowcy;) ).
Dla tych co jadą po raz pierwszy - nie jedźcie z ludźmi, którzy zaraz za granicą zaoferują Wam tzw. taksówkę do Lwowa - najpierw za 100 zł, następnie schodząc z ceny do 5 zł(!!!). Co prawda my nie skorzystaliśmy, ale stare bmw z ciemnymi szybami nie robi najlepszego wrażenia ;), a za marszrutkę zapłacicie jakieś 17 hrywien. Aha - oczywiście "taksówkarze" będą Was usilnie przekonywać, że niczym innym nie dojedziecie do Lwowa, a ostatni autobus właśnie odjechał ;)